Znów za rok ... majówka!
W dniach od 30.04 do 03.05 to kolejne kilka dni spędzone na łonie natury, w ciszy, spokoju i miłym towarzystwie. Chodź aura nas nie rozpieszczała, wiatr hulał jak chciał, a ciśnienie zrobiło sobie swoistą trampolinę, majówkę można uznać za udaną.
, |
Zaczęło się tak sobie - woda w Rybowie po raz kolejny pokazała swoje dwa oblicza (niezdobytej twierdzy oraz matki kochającej swoje berbecie). Ale po kolei.
Dotarłem około godz. 13:00 i okazało się, że jestem ostatnim do kompletu. Moją miejscówką była "ósemeczka". Wysoki stan wody spowodował, iż poruszanie się nocą na pomoście mogłoby być troszkę uciążliwe, a rezultaty wbiegnięcia w nocy na zalany pomost nie dla wszystkich radosne (myślę o sobie). Szybka reakcja właścicieli, lekki „tuning” i pomost był gotowy. Pierwsze zestawy mogły powędrować do wody.
48 godzin „Twierdza Rybowo” była przeze mnie niezdobyta, dopiero zmiana frontu, który przybył nad łowisko pozwolił usłyszeć utęskniony dźwięk sygnalizatorów, swinger niemrawie pokazywał branie do brzegu. Szybki sprint i jest pierwsze branie tej zasiadki okazało się w 100 % skuteczne i na macie wylądowała imienniczka mojej miejscówki „ósemeczka”. Ryba miała duże rany, więc po zdezynfekowaniu klinikiem oraz nałożeniem uniżelu szybko wróciła do wody.
Około godziny 14.00 padający deszcz wygonił mnie do namiotu, a przyjemne ciepło unoszące się z kuchenki wprowadzało mój organizm w błogi letarg. Wszystko co piękne szybko się kończy, lecz to zakończenie okazało się bardzo, bardzo miłe. Tym razem branie było bardzo agresywne, a osobnik na końcu żyłki szybko uciekał w kierunku stanowiska nr 7. I tym razem zestawy okazały się skuteczne a karp zapiął się klasycznie. O dziwo łatwość z jaką ryba trafiła do podbieraka była niewspółmierna z jej wielkością. Okazało się, że wyholowany karp ważył 11, 8 kg (to największa ryba wyholowana przeze mnie w tym roku). Szybkie zdjęcie i ryba wróciła do „domu”.
Ostatnia doba minęła na odpoczynku i ... odpoczynku. Karpie nie dały odpocząć kolegom z innych stanowisk. Co jakiś czas „Matka Rybowo” uszczęśliwiała swoje dzieci pięknymi okazami: 18,4 kg, 17 kg, 15 kg, to tylko kilka ryb, które lądowały na matach „majówkowiczów z Rybowa”.
Około południa po pożegnaniu się z właścicielami oraz uczestnikami zasiadki po raz kolejny odprężony i uradowany wróciłem do domu.
W tym roku postanowiłem moje wyjazdy do Rybowa zapisywać piłkarskim wynikiem, na razie wygrywam z Rybowem 2-0, lecz sezon długi i nie wiadomo co się wydarzy, a znając kaprysy wody wcale nie musi być wesoło. Jedyne co jest pewne w Rybowie to spokój i odpoczynek.
« poprzednia | następna » |
---|
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.